Restauracja Good Time mieści
się tuż przy Hotelu Tychy wśród innych mniej lub bardziej ciekawych punktów
gastronomiczno-rozrywkowych. Jest to chyba jedyne miejsce w Tychach, gdzie
znajdziemy zagęszczenie tak różnych knajp – jest kebab, jest chińszczyzna, jest
pizzeria, jest opisane już przeze mnie sushi, są puby (w tym świetny
Palisander) i jakieś pubopopodobne miejsca. Good Time zapadła mi w pamięci jako
knajpka klimatyczna i przyjemna, ale ostatnio byłam tam blisko trzy lata
temu i jak się okazało – coś się zmieniło.
I nie wiem teraz, czy to wnętrze się zmieniło, czy może moje oczekiwania, które po prawie dwuletnim recenzowaniu krakowskich restauracji wzrosły do zbyt wysokiego poziomu - w konsekwencji jakaś byle jaka knajpka z
mniejszego miasta nie jest w stanie wielu krakowskim miejscom w żaden sposób
dorównać. Jedno jest pewne – w moim
wyobrażeniu stworzonym po ostatniej wizycie, na pewno nie było sufitu wesoło
podświetlonego na wszystkie kolory tęczy, niewygodnych kanap, „umc umc umc” w
głośnikach i… tego czegoś, czego zdjęcie zamieszczam poniżej i czego nie jestem
w stanie opisać słowami. Podwinięty welon? Resztki weselnej dekoracji?
Najbardziej kiczowata ozdoba na świecie? Szkoda tylko, że to „coś” znajduje się
na dosłownie każdym stoliku, a ja nie jestem w stanie pojąć, co autor miał na
myśli.
Good Time kojarzyłam tylko i
wyłącznie z pizzami i shoarmą, a jak się okazało restauracja ma znacznie więcej
do zaoferowania, np. ciepłe przystawki (czyli pieczywo czosnkowe na dziewięć sposobów), ryby, sałatki, spory wybór dań z drobiu i wieprzowiny oraz dziesięć
różnych makaronów. Skusiłam się na Filet
drobiowy zapieczony pod świeżym pomidorem i serem mozzarella skropiony
aromatycznym bazyliowym pesto (23,90zł). Mięso było miękkie, soczyste i
dobrze doprawione, niestety pesto nie czułam wcale, a porcja mięsa była
stosunkowo mała w porównaniu do góry frytek i surówki. Wszystkie dania, według
adnotacji w menu, podawane są z frytkami, gotowanymi ziemniakami lub ryżem oraz
z surówką lub bukietem sałat w sosie vinaigrette. Frytki (cienkie, jak z
McDonalda) dotarły zgodnie z zamówieniem, a zamiast sałatki (o którą prosiliśmy) ja i mój znajomy
dostaliśmy dość zwyczajną i nieciekawą surówkę z kapusty pekińskiej. Nie miałam
już jednak serca, by zwracać uwagę młodziutkiej kelnerce, tym bardziej, że u
znajomego pojawił się nieco poważniejszy problem.
Wszystkie osoby mi towarzyszące
były obcokrajowcami, dlatego, aby ułatwić sprawę, to ja składałam zamówienie.
Kolega zażyczył sobie trzyskładnikową pizzę Tropicana (mała, 28cm, 14,90zł),
ale chciał zamienić brzoskwinię (nie dziwię mu się) na pieczarki – upewniłam
się, że jest taka możliwość, ale mimo to kelnerka przyniosła pizzę bez
pieczarek i bez brzoskwini – a więc pizza zubożała o jeden składnik, a cena
została taka sama. I wcale nie chodziło o dwa złote (kolega ostatecznie zjadł ją
ze smakiem; podobno była dobra), ale o to, że gdy poinformowałam o błędzie
kelnerkę, ta tylko przeprosiła, zamiast przedstawić sposób rekompensaty. A
przecież może to być cokolwiek: rabat, darmowy deser, nowa pizza z poprawnymi
składnikami – różne są sposoby doświadczonych restauracji na to, by klient mimo
wszystko był zadowolony. Bo przecież błędy zdarzają się każdemu – trzeba tylko
wiedzieć jak je naprawić!
Tymczasem w Good Time o
rozwiązanie niemiłej sytuacji musiałam się upomnieć. I tu zaskoczenie – niechętnie
wprawdzie, ale przyznano nam rabat 10% na całe zamówienie, a nie tylko na pizzę.
Miły gest, choć wystarczyłby mi rabat na samą pizzę – bo chodzi o zasadę, a nie
o wyciągnięcie pieniędzy od lokalu.
Oprócz wyżej wspomnianego dania z
kurczaka spróbowałam też shoarmy drobiowej zapiekanej z serem (19,90zł).
Problem ten sam – nieproporcjonalne ilości. Było za mało mięsa, za dużo
frytek i za dużo surówki. Samo mięso było bardzo smaczne i nie mam mu nic do
zarzucenia, a frytki i surówka – dokładnie takie same jak w poprzednim daniu,
czyli bardzo zwyczajne, fastfoodowe i zupełnie nieciekawe.
Trudno oceniać restaurację, dla
której w danym mieście konkurencja właściwie nie istnieje. A porównywać ją do
standardów Krakowa czy Warszawy też chyba nie ma sensu. Dlatego wydaje mi się, że Good Time może zostać polecone na zwyczajny, nieskrępowany i przede wszystkim niedrogi wypad na
kolację z przyjaciółmi (jeśli mamy ochotę na coś innego niż pizza czy chińszczyzna), ale to nie dlatego, że jest najlepsze – innego po prostu nie ma.
Plus: naprawienie błędu,
smaczne mięso, przystępne ceny.
Minus: niechętne przyznanie
rekompensaty za błąd, niedopracowane wnętrze, nieciekawe dodatki do dań, brak
klimatu.
Polecam: na shoarmę – jest
OK!
Średnia ocena: 2 na 5. Jedzenie - 2 Obsługa - 1 Wnętrze - 1 Ceny - 4
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz