To nie była moja pierwsza wizyta we Włoszech, ale pierwsza z takim naciskiem na kulinarny aspekt podróży. Degustowanie autentycznych włoskich dań było dla mnie równie ważne, co zwiedzanie najbardziej sławnych zakątków miasta, chociaż jak o tym teraz myślę… może było nawet ważniejsze. Z pewnością wpływ na to miało ogromne rozczarowanie, które przeżyłam we włoskiej stolicy.
Odwiedziłam dwadzieścia krajów, w tym dziesięć przepięknych stolic europejskich, ale w żadnej nie widziałam takiego tłumu turystów. Aż strach się bać, jak wyglądają uliczki Wiecznego Miasta w sezonie letnim, skoro w listopadzie zakorkowanie chodników, liczba osób na każdym metrze kwadratowym Schodów Hiszpańskich i tłumy przewalające się do Koloseum przybrały taką skalę. A najgorszy w tym wszystkim był widok wszechobecnych sprzedawców laserów, pokrowców do iPhone’a, drewnianych wagoników z literkami (z których możecie ułożyć sobie pociąg z własnym imieniem), podrabianych torebek czy czerwonych róż, którymi za każdym razem prawie dostawałam po twarzy, gdy desperacko próbowano mi je wcisnąć. Muszę was rozczarować, ale w konsekwencji przejście przez Ponte Sant'Angelo będzie przypominało przejście przez wiejski odpust z plastikami, a przy Fontana di Trevi nie uda wam się zrobić zdjęcia nawet po dziesięciominutowej przepychance. I uważam, że to niezwykle smutne, bo przez to Rzym kompletnie traci swój urok.
Na szczęście pod względem jedzenia stolica Włoch jest kulinarnym rajem. Pamiętam, że jeszcze za dawnych czasów, gdy zwiedzałam Sztokholm, ze względu na niebotyczne ceny wszystkiego jadałam tylko w sieciówkach i na dodatek podczas happy hours, a w Brukseli – greckie jedzenie w tanich tawernach, które i tak w przeliczeniu kosztowało zdecydowanie za dużo. Teraz podróże nie miałyby dla mnie sensu bez porządnego kosztowania lokalnej kuchni. Zdecydowałam się jadać wszystkie posiłki w miejscach polecanych przez Włochów. Mimo że nie zaglądałam do restauracji luksusowych czy wyróżnionych w przewodniku Michelin, takie stołowanie i tak do tanich nie należy. Niestety Rzym jest drogi. A już na pewno w porównaniu do Lizbony (ostatni raz byłam tam we wrześniu i mam aktualne porównanie), w której można jeść dwa razy więcej za dwa razy mniej pieniędzy – ale o tym w osobnej relacji!
Co zaskoczyło mnie we włoskiej kuchni w Rzymie? To że większość tego, czego spróbowałam, wyglądała lub smakowała zupełnie inaczej niż we włoskich restauracjach w Polsce. Było to dość ciekawe odkrycie, tym bardziej, że mówię tu o lokalach prowadzonych u nas przez rodowitych Włochów. Nie wiem, czy to kwestia braku pewnych umiejętności, chęci dostosowania włoskich dań do naszego gustu czy po prostu regionalnych różnic we włoskiej kuchni, ale z pewnością jedzenie w Rzymie było przez to jeszcze bardziej ekscytujące. Kilkoma wspomnieniami z włoskich restauracji postanowiłam podzielić się z wami poniżej.
Położona niedaleko hotelu, w którym się zatrzymałam, restauracja ai Fienaroli (Via Sardegna, 135) została mi polecona przez Włocha. Poszłam tam zupełnie na ślepo, spodziewając się rodzinnej trattorii, a zastałam nowoczesną włoską restaurację na dobrym poziomie, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła.
![]() |
Smażone kwiaty cukinii (6 €) |
![]() |
Spaghetti cacio e pepe (10 €), danie genialne w swej prostocie opierające się głównie na serze pecorino i pieprzu |
![]() |
Saltimbocca (15 €) czyli cienkie kawałki cielęciny marynowanej w winie, pokryte szynką i szałwią |
![]() |
Tiramisu (7 €) w wersji „Zrób to sam” :) |
![]() |
Mus z ricotty z owocami (7 €) |
Restaurację La Locanda Di Bacco (Via Flavia, 32) odwiedziłam przypadkiem, po tym jak pocałowałam klamkę zamkniętej w Dzień Wszystkich Świętych najlepszej pizzerii w Rzymie – Pinsere Roma (Via Flavia, 98). Stołujący się w niej Włosi byli wystarczającym argumentem przemawiającym za zjedzeniem tam posiłku. Przy okazji uprzedzam, że we Włoszech często jada się dwa drugie dania – jedno składające się z pasty (primi piatti), a drugie z mięsa lub ryby (secondi piatti). Siłą rzeczy makaron jako pierwsze drugie danie nie powala wielkością – należy być na to gotowym także finansowo, bo aby się najeść, trzeba zamówić dwa dania lub przynajmniej pokaźną przystawkę.
![]() |
Lasagna (10 €) z makaronem domowej roboty, płaska, bez mięsa. Wyborna! |
![]() |
Panna cotta (6 €) – zupełnie inna niż w Polsce, twardsza, nieziemsko słodka,
polana polewą czekoladową i jednocześnie oprószona cukrem pudrem
|
Polecane miejsca zaznaczałam na mapie i według nich układałam plan zwiedzania. Zrobiłam tylko jeden wyjątek podczas spaceru urokliwymi uliczkami, w których niemal każda restauracja wyglądała uroczo i zachęcająco. Na szczęście tylko raz zachciało mi się klimatu jak z włoskiej pocztówki i skusiłam się na jedną z tych ładnych trattorii, w której niemiło obsłużona i otoczona przez samych turystów zjadłam o dziwo całkiem niezły zestaw włoskich wędlin i smaczną margheritę.
Postanowiłam jednak trzymać się planu i nie wracać do przepełnionych turystami miejsc. Mieszcząca się gdzieś na niepozornej uliczce z dala od tlumów Baguetteria del Fico (Via Della Fossa, 12) figurowała wtedy w rankingu TripAdvisor jako druga na liście z ponad siedmiu tysięcy restauracji w Rzymie. Ten maleńki lokal znajdujący się niedaleko Piazza Navona oferuje po prostu… kanapki. Jego sekretem jest jednak to, że korzysta tylko z najwyższej jakości włoskich produktów opierających się głównie na najlepszych wędlinach, serach i pieczywie. Ponadto w ofercie ma 150 rodzajów piw z małych, regionalnych i zagranicznych browarów. Doskonała jakość produktów, fantastyczne smaki i przemiła, pomocna obsługa sprawiają, że zdecydowanie warto tam zajrzeć choćby na lunch.
Ivo a Trastevere (Via di San Francesco a Ripa, 158) to podobno najlepsza pizzeria w mieście z pizzą w rzymskim stylu. Ten nieco obskurny lokal na nieatrakcyjnej uliczce pewnie nie zwróciłby waszej uwagi, ale nie powinniście przejść obok niego obojętnie, bo oprócz tego, że może pochwalić się przemiłą, zwinną obsługą, jest duże prawdopodobieństwo, że usiądziecie w towarzystwie całych włoskich rodzin zajadających się fritti i pizzą. A ta jest tu doprawdy doskonała!
Moją wycieczkę do Rzymu rozpoczęłam i zakończyłam kolacją z nieco nowocześniejszym włoskim akcentem. Restauracja Divino (Via Tevere, 13b) to położony poza ścisłym centrum świetny włoski lokal (uwaga, obsługa słabo mówi po angielsku), w którym jadłam jak dotąd zdecydowanie najlepszy makaron w życiu – fettuccine domowej roboty z szafranem, cukinią i kwiatami cukinii. Przysięgam, nigdy nie zapomnę tego smaku! Poza tym skosztowałam makaronu z tuńczykiem, pomidorkami i pesto (10 €) oraz bruschetty Divino (6 €). A trafiłam tam tylko dlatego, że naszedł mnie wieczorny głód po całodziennym zwiedzaniu, gdy nie byłam w stanie już wrócić do ścisłego centrum – Divino znajdowało się blisko hotelu i jest kolejnym dowodem na to, że jeśli wejdziecie do przypadkowej restauracji we Włoszech, istnieje duże prawdopodobieństwo, że zjecie coś dobrego.
Potwierdził to również posiłek podczas mojej ostatniej godziny pobytu w Rzymie, gdy z braku czasu i pomysłu weszłam do niewyróżniającej się niczym restauracji, na dodatek położonej w pobliżu stacji kolejowej Termini (niestety rachunek mi się gdzieś zapodział i jestem w stanie odtworzyć tylko nazwę ulicy). Ktoś mógłby pomyśleć, że to gotowa pułapka na turystów czekających na pociąg i nikt o zdrowych zmysłach nie wszedłby do takiej knajpy, a przynajmniej nie oczekiwałby od niej cudów. Ja tymczasem zjadłam tam świetną focaccię oraz ravioli burro e salvia, które skłoniło mnie do myśli, że mogłabym mieszkać we Włoszech i do końca życia jeść tylko makaron.
Czy zjadłam we Włoszech coś niesmacznego? Raz. W Il Pomodorino (Via Campania, 45/e) spróbowałam strasznego spaghetti alla carbonara (10 €). No cóż, zdarza się nawet najlepszym!
*
Zapraszam do przeczytania moich pozostałych relacji z podróży – m.in. z Brazylii, Portugalii, Gruzji czy Włoch oraz do obserwowania mnie na Instagramie.
*
to prawda :) najlepiej jadać w mniejszych uliczkach z dala od centrum :)
OdpowiedzUsuńa lody wyborne
pomimo tłumów uwielbiam Rzym, zwłaszcza z samego rana, gdy większość śpi :)
poza tym miałam okazję zwiedzić mniejsze miejscowości, nie typowe kurorty turystyczne
i tam smakować i widzieć jak całe rodziny wieczorami wybierają się do restauracji i cieszą własnym towarzystwem i dobrym jedzeniem :D
a byłaś na targu Piazza Vittorio koło Termini ? spacerując po okolicy tam trafiłam - coś fantastycznego
Powiem tak... Byłem w Rzymie trzykrotnie, w różnych porach roku, za każdym razem spędzając w stolicy Włoch blisko tydzień. Kocham to miasto - i w maju lecimy po raz kolejny. Fakt, są miejsca, gdzie tłum jest potężny - Fontanna di Trevi, Koloseum, Schody Hiszpańskie, plac przed Panteonem... Wystarczy jednak odejść kawałek w bok i nagle odsłania się zupełnie inne miasto. Nawet okolice Termini mają swój urok, bo są tam wspaniałe zabytki schowane wśród wysokich domów i chińskich sklepików. To właśnie cały Rzym... Historia wymieszana z codziennością, skutery przejeżdżające przez Porta Maggiore, tandetne pamiątki stojące na progu ścieranym od tysiąca lat przez stopy pielgrzymów, dom mieszkalny przyklejony do teatru z czasów wielkiego Imperium.
OdpowiedzUsuńKuchnia też jest tam świetna - ale to w sumie żadne odkrycie... Jak zwykle we Włoszech najlepiej smakują niewyszukane dania z małych trattorii. A na deser polecam lody z La Palma (niedaleko Panteonu). Mają tam taki wybór, że można przez kilka minut stać i czytać etykiety.
ale mi przypomniałaś jak bardzo kocham to miasto i jak dawno tam nie byłam :((
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie, co to jest to takie, a jestem ignorantem kuchennym, więc zastanawia mnie - 3 zdjęcie od dołu. Wygląda... smakowicie. :D
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie ravioli. :)
OdpowiedzUsuńAniu, gratuluję odkrycia, że w kuchni włoskiej makarony to tak naprawdę nie danie głowne, a pierwsze danie, czyli po naszemu "zupa" :-) Co do tiramisu' - rzeczywiście powinno być żółte, nie spotkałam się we włoszech z białym. Jak robię w domu sama to też wychodzi żółte, chyba chodzi o to, że w polskich restauracjach do kremu dodawana jest bita śmietana. We włoszech to tylko mascarpone i żółtka, żadnej śmietany!
OdpowiedzUsuńZdjęcie tych potraw po prostu kuszą... Prawdziwa włoska kuchni w Rzymie - jak dla mnie nie ma nic lepszego. :)
OdpowiedzUsuń13tego marca lecimy do Rzymu wiec zapisuje stronke na pewno restauracje odwiedzimy !! ;)
OdpowiedzUsuńSmacznego! :)
UsuńRowniez lecimy z katowic w tym terminie na weekend ;)
Usuńpizza bianca nie focaccia ! w popularnych restauracjach nazywana tak dla turystów tylko i wyłącznie
OdpowiedzUsuńPizza bianca to pizza z mozzarellą bez sosu pomidorowego,focaccia to samo ciasto z rozmarynem i oliwą
UsuńNapisałaś zdanie, przy którym uśmiechnie się każdy Włoch: "Przy okazji uprzedzam, że we Włoszech często jada się dwa drugie dania – jedno składające się z pasty (primi piatti), a drugie z mięsa lub ryby (secondi piatti)".
OdpowiedzUsuńMieszkałem w Rzymie, studiowałem i pracowałem 6 lat. Jak można pisać takie rzeczy? "Primi piatti" oznaczają "dania pierwsze" a "secondi piatti" oznaczają "dania drugie" - dla nich jest to 1 i 2 danie.
Nawet jeśli jesteś przyzwyczajona do ZUPY na POLSKIE PIERWSZE DANIE" (rosołu, kapuśniaka, żuru, itp), nie możesz wkładać włoskich "primi piatti" - do polskich 2 DRUGICH DAŃ.
Kto ma być wyznacznikiem menu: Polacy czy Włosi? Dla zobrazowania: założenie Rzymu 753 p.n.e./ Chrzest Polski 966 n.e. = 1719 lat różnicy na korzyść Włochów.