
O tej restauracji w ostatnim czasie można
było przeczytać chyba na wszystkich czołowych warszawskich blogach (np. tu i tu), a na
Instagramie napatrzeć się na dania z karty przyozdobione mnóstwem pochwał. Byłam
przekonana, że zastanę pełen lokal, i że bez rezerwacji ani rusz, tymczasem na
miejscu nie zobaczyłam żadnego gościa. Pogoda była nieciekawa, więc nie mogłam
skorzystać z przytulnego ogródka w podwórzu; trafiłam tylko na smutne,
mokre meble poustawiane jeden na drugim. Z kolei w środku zaskoczył mnie bałagan;
miałam wrażenie, że weszłam do jakiegoś maleńkiego, nieuporządkowanego magazynu,
a nie restauracji.
Kelnerka wskazała jeden ze
stolików i obiecała ogarnąć przestrzeń wokół nas, jednak dopiero w połowie
posiłku ktoś faktycznie się tym zajął, przygotowując stoły z rezerwacjami dla
kolejnych gości. Nie miałam jednak o to pretensji, bo to my przyszliśmy wcześniej niż zapowiedziałam; co jednak, jeśli ktoś chciałby pojawić się w
lokalu bez uprzedzenia? Po uporządkowaniu wnętrza w towarzystwie kwiatów, pomarańczowych cegieł i półek zastawionych
butelkami win zaczęło być całkiem przyjemnie.
Wypisane kredą menu choć krótkie,
było chaotyczne – przystawki, dania główne, desery i przekąski mieszały się na
tablicy i nie bardzo było wiadomo, co jest co. Sympatyczna i cierpliwa kelnerka
zaznaczyła jednak, że „różnie goście zamawiają” i nie bała się polecać
konkretnych dań. Zamówiłam więc dwie propozycje: cukinię w tempurze z musem z
bakłażana i koziego sera na czarnej soczewicy (25 zł) oraz ravioli z selera,
kalafiorem i truflą (26 zł). Cukinia była doprawdy wyborna; tempura okazała się
chrupka i bez kropli zbędnego tłuszczu, a jej nadzienie – kremowe i smaczne.
Ravioli z selera z kolei to danie zaskakujące – między cieniuteńkimi, przypieczonymi al dente plasterkami selera oprószonymi płatkami trufli znajdował się intrygujący kalafiorowy farsz. Było
świetne, lecz przy końcu danie zaczęło wydawać mi się nieco mdłe, jakby czegoś w
nim jednak brakowało. Tak czy owak, ogromny plus za inwencję!
Osoba towarzysząca w ramach
przystawki zamówiła podanego na pokaźnym kawałku drewna doskonałego łososia w
cytrusach z rzodkiewką, finezyjnymi kawałkami gruszki i prażonym amarantusem (32
zł), a w drugiej kolejności – risotto z truflą (38 zł), które w mojej opinii
również było bardzo udane, jednak według osoby towarzyszącej im dłużej się je
jadło, tym wydawało się bardziej banalne. Może to jednak za proste danie dla
kogoś, kto często jada i bardzo lubi mięso i ryby? Ot, będzie nauczka na
przyszłość.
Na koniec powodów do narzekania
nie miało już żadne z nas. Przyozdobiony kwiatem nasturcji orzeźwiający sorbet
z malin z arbuzem i zaskakującym dodatkiem sera koziego (8 zł) to
bardzo miłe zakończenie posiłku. Jednak jeszcze lepszym akcentem był superpuszysty
zapiekany mus czekoladowy z absolutnie fantastycznymi, kremowymi lodami
lawendowymi i pomarańczą sous vide przyrządzaną
przez cztery godziny w syropie (20 zł).
Tak więc miło spędziliśmy czas nad talerzami pełnymi oryginalnych smaków i nie żałuję, że wybrałam właśnie to miejsce na jeden z dwóch obiadów w Warszawie. Zazdroszczę tym, którzy wypróbują kolejną odsłonę menu w Ale Wino – koniecznie zdajcie relację!
Tak więc miło spędziliśmy czas nad talerzami pełnymi oryginalnych smaków i nie żałuję, że wybrałam właśnie to miejsce na jeden z dwóch obiadów w Warszawie. Zazdroszczę tym, którzy wypróbują kolejną odsłonę menu w Ale Wino – koniecznie zdajcie relację!
Szef kuchni: Sebastian Wełpa
Plus: porządna kuchnia z ciekawymi pomysłami, fajne podwórko na uboczu.
Minus: niewiele miejsca w środku (istotne w przypadku złej pogody).
Adres: ul. Mokotowska 48 | mapa
Polecam: bez specjalnej okazji, wyjście z przyjaciółmi.
Średnia ocena: 4,25 na 5. Jedzenie – 4.5/5 Obsługa – 4/5 Wnętrze – 4/5 Ceny – 4.5/5
Podczas tego pobytu w Warszawie odwiedziłam również Atelier Amaro i Mąka i Woda.
Podczas tego pobytu w Warszawie odwiedziłam również Atelier Amaro i Mąka i Woda.
Bądź na bieżąco:
Więcej zdjęć wkrótce tutaj.
rzetelnie i na temat i z pewnością to coś dobrego
OdpowiedzUsuń